Wracał do domu
zadowolony. Na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmieszek. W życiu tak dobrze
się nie bawił jak dzisiaj. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo
zwariowani i spontaniczni są jego koledzy z drużyny. A może powinien ich nazwać
przyjaciółmi?
Z każdym krokiem był
coraz bliżej domu. I z każdym krokiem narastał w nim coraz bardziej
niepokój. Słońce już prawie zaszło
znacząc niebo czerwoną łuną. Zapatrzył się na nie przez moment. Odcień tego
koloru skojarzył mu się z kolorem wyjętego z wnętrza człowieka, serca.
Wzdrygnął się i odwrócił wzrok patrząc pod nogi. Nie chciał wracać do domu. Po
raz pierwszy w życiu, nie chciał się tam ponownie znaleźć. W końcu stanął przed
furtką oddzielającą, razem z dość wysokim płotem, jego dom od ulicy i sąsiadów.
Zanim nacisnął klamkę rozejrzał się ukradkiem z rosnącą rozpaczą w oczach.
Cicho i ostrożnie wszedł
do domu i zamknął drzwi. Zdjął buty starając się robić jak najmniej hałasu i
niemal na palcach zaczął iść w stronę schodów.
- Genichirou? – usłyszał cichy głos gdzieś z boku,
należący do jego matki. Uniósł głowę i spojrzał w tamtym kierunku z nogą już
spoczywającą na pierwszym stopniu.
- Tak? – odparł równie cicho, bojąc się mówić
głośniej.
- Chodź na chwilkę ze mną, ja i
dziadek chcemy z Tobą porozmawiać. Ojciec poszedł spać, więc póki co bądź
cicho. – powiedziała po czym skinęła na niego ręką i poszła w kierunku kuchni,
z której przed chwilą wyszła.
Nie mówiąc już nic,
ruszył za nią z torbą w ręku. Wchodząc do kuchni spojrzał na dziadka, który
uśmiechnął się do niego lekko. Usiadł na krześle, przy stole, które wskazała mu
matka. Jeszcze nigdy nie czuł się tak niepewnie we własnym domu, nawet wtedy
kiedy na serio coś narozrabiał i matka wyzywała go jak nie wiem...
- Sasuke wrócił do ciotki. Stwierdziliśmy z
dziadkiem, że tak będzie najlepiej, po za tym wiesz, że mały...
- Tak wiem. Boi się go teraz. – wszedł jej w słowo
Genichirou.
- Właśnie. Woleliśmy, więc nie ryzykować. Sasuke
jest jeszcze mały i takie coś mogłoby się źle nad nim odbić jeśli zostałby tu
dłużej. Już i tak pewnie będą mu się śniły jakieś koszmary przez jakiś czas. W
końcu... nigdy wcześniej czegoś takiego
nie doświadczył. – kontynuowała matka.
W odpowiedzi jedynie skinął głową, że rozumie, ale
czuł, że to nie o tym chcieli z nim rozmawiać.
- Genichi, masz może w szkole kogoś zaufanego,
komu mógłbyś o tym powiedzieć? – spytał jego dziadek czym go zaskoczył.
- Cóż...
myślę, że tak... – wydukał nie pewnie.
- Razem z twoją matka doszliśmy do wniosku, że
lepiej będzie jak znikniesz na jakiś czas. Nie wiemy dlaczego, ale kiedy ciebie
nie ma on jest spokojny. Nie to, żebyśmy ciebie o cokolwiek obwiniali. Po
prostu nie chcemy, żeby on ci zrobił coś znacznie gorszego... niż to. – mówiąc
to, starszy mężczyzna dotknął delikatnie jego opaski na oku.
- Oh... w
sumie, macie rację. – mruknął.
- Nie wiemy jednak na jak długo by to było. Hide ma niedługo wrócić na przerwę ze swojej
szkoły. Myśleliśmy, żebyś do jego powrotu u kogoś przesiedział, wiemy jednak,
że nie można nadużywać kogoś gościnności...
Nie dane jednak było jego matce skończyć, gdyż w
tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi i delikatny odgłos dzwonka.
Wszyscy troje spojrzeli się na siebie zdziwieni.
- Spodziewasz się kogoś? – spytała matka.
- Nie. – odparł, a zaraz potem wstał i cicho poszedł otworzyć.
Jakież było jego zdziwienie gdy ujrzał u progu swego domu... Niou. Najwyraźniej musiał mieć jakąś kapitalną minę, bo białowłosy parsknął śmiechem i zgiął się lekko w pół. Jedną dłonią przysłonił sobie usta, drugą ręką obejmował się za brzuch ściskając w dłoni... jego czapkę. I wszystko nagle stało się dla Sanady jasne. Chociaż skąd Niou wiedział gdzie on dokładnie mieszkał to nie wiedział. Pewnie Yukimura mu wygadał.
- Spodziewasz się kogoś? – spytała matka.
- Nie. – odparł, a zaraz potem wstał i cicho poszedł otworzyć.
Jakież było jego zdziwienie gdy ujrzał u progu swego domu... Niou. Najwyraźniej musiał mieć jakąś kapitalną minę, bo białowłosy parsknął śmiechem i zgiął się lekko w pół. Jedną dłonią przysłonił sobie usta, drugą ręką obejmował się za brzuch ściskając w dłoni... jego czapkę. I wszystko nagle stało się dla Sanady jasne. Chociaż skąd Niou wiedział gdzie on dokładnie mieszkał to nie wiedział. Pewnie Yukimura mu wygadał.
- Już? Uspokoiłeś się? –
zapytał gościa, gdy ten zaczął się powoli prostować.
- Sorry Sanada, ale Twoja mina, była przeboska! – usprawiedliwił się Masaharu chichocząc jeszcze
cicho.
- Chirou-chan, kto to? – spytała jego matka stając nagle u jego boku, niespostrzeżenie uciskając go znacząco palcem w krzyż i obdarzając zaskoczonego Niou przemiłym uśmiechem.
- Ah, dzień dobry. Masaharu Niou, kolega z klasy Genichirou. – przywitał się białowłosy podając jej rękę na przywitanie.
- Miło mi cię poznać, to ja was zostawię teraz samych. – odparła ściskając jego dłoń przyjaźnie, poczym jeszcze raz dźgnęła znacząco swojego syna i wróciła do kuchni.
- Masz sympatyczną mamę, ale wydaje mi się, że coś się stało? Taki jakiś spięty jesteś... Chirou-chan. – zagadnął błękitnooki nie mogąc się powstrzymać by nie użyć zdrobnienia, które przed chwilą usłyszał od matki Sanady, jednak gdy zauważył, że temu nie jest raczej do śmiechu, od razu spoważniał – Co się dzieje?
- Uh, umm... To... Nie jest najlepsze miejsce by ci to wyjaśniać. Wybacz, że tak nagle, ale... ehm, muszę się wynieść z chaty na parę dni, dopóki nie wróci mój brat. Czy twoi rodzice mieliby coś przeciwko gdybym u ciebie dzisiaj przenocował? Jutro pogadałbym o tym z Yukimurą...
- Spoko, moich rodziców i tak nie ma. Często wyjeżdżają, wiec jak chcesz to możesz zostać nawet na tydzień... – przerwał mu, uśmiechając się lekko, gdy na twarzy kolegi dostrzegł maleńki wyraz ulgi. – Ale... To ma coś wspólnego z Twoim tatą, tak?
- Taa, niestety. – przyznał ze zmieszaniem.
- Oki doki, to ja tu poczekam, a ty weź co tam potrzebujesz i mykamy. – zakomenderował machając w nieokreślonym kierunku ręką.
Sanada jedynie uśmiechnął się z wdzięcznością i cofnął się do przedsionka. Jakież było jego zdziwienie kiedy zastał swojego dziadka z jego torbą podróżną w ręku i plecakiem.
- Sorry Sanada, ale Twoja mina, była przeboska! – usprawiedliwił się Masaharu chichocząc jeszcze
cicho.
- Chirou-chan, kto to? – spytała jego matka stając nagle u jego boku, niespostrzeżenie uciskając go znacząco palcem w krzyż i obdarzając zaskoczonego Niou przemiłym uśmiechem.
- Ah, dzień dobry. Masaharu Niou, kolega z klasy Genichirou. – przywitał się białowłosy podając jej rękę na przywitanie.
- Miło mi cię poznać, to ja was zostawię teraz samych. – odparła ściskając jego dłoń przyjaźnie, poczym jeszcze raz dźgnęła znacząco swojego syna i wróciła do kuchni.
- Masz sympatyczną mamę, ale wydaje mi się, że coś się stało? Taki jakiś spięty jesteś... Chirou-chan. – zagadnął błękitnooki nie mogąc się powstrzymać by nie użyć zdrobnienia, które przed chwilą usłyszał od matki Sanady, jednak gdy zauważył, że temu nie jest raczej do śmiechu, od razu spoważniał – Co się dzieje?
- Uh, umm... To... Nie jest najlepsze miejsce by ci to wyjaśniać. Wybacz, że tak nagle, ale... ehm, muszę się wynieść z chaty na parę dni, dopóki nie wróci mój brat. Czy twoi rodzice mieliby coś przeciwko gdybym u ciebie dzisiaj przenocował? Jutro pogadałbym o tym z Yukimurą...
- Spoko, moich rodziców i tak nie ma. Często wyjeżdżają, wiec jak chcesz to możesz zostać nawet na tydzień... – przerwał mu, uśmiechając się lekko, gdy na twarzy kolegi dostrzegł maleńki wyraz ulgi. – Ale... To ma coś wspólnego z Twoim tatą, tak?
- Taa, niestety. – przyznał ze zmieszaniem.
- Oki doki, to ja tu poczekam, a ty weź co tam potrzebujesz i mykamy. – zakomenderował machając w nieokreślonym kierunku ręką.
Sanada jedynie uśmiechnął się z wdzięcznością i cofnął się do przedsionka. Jakież było jego zdziwienie kiedy zastał swojego dziadka z jego torbą podróżną w ręku i plecakiem.
- Spakowałem ci wszystko
czego będziesz potrzebował, pieniądze też, masz je w plecaku. Jeśli chodzi o
szkołę, to jedynie wsadziłem ci zeszyty i parę podręczników. Głównie od
matematyki, angielskiego... takich
ważniejszych przedmiotów. Wiadomo, że przybory kosmetyczne też. Jakbyś czegoś
jeszcze potrzebował to dzwoń, doniesie ci się, albo coś. To zakładaj buty i
znikaj. To dziadostwo zaraz się pewnie obudzi. – powiedział uśmiechając lekko.
- O-okej. – mruknął będąc w szoku i zaczął zakładać buty tak jak mu dziadek kazał.
Zaraz potem odebrał od niego torbę, którą zarzucił sobie na ramię i plecak. Pożegnał mamę całusem w policzek (mimo, że nie lubił tego zbytnio robić), uścisnął dziadka i wyszedł. Miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli się użerać z ojcem. Że będą mieli spokój.
- Wow, szybki jesteś. A ja tak stoję z tą Twoją czapką i nie wiem co z nią zrobić. – powiedział Niou gdy tylko zobaczył jak wychodzi.
- Daj mi ją. – a gdy czapka trafiła spowrotem w jego ręce założył ją na głowę, daszkiem do tyłu.
- Nio. To daj mi swój plecak, chociaż to ci poniosę. – mówiąc to wziął od niego plecak i aż stęknął. – Gościu, co ty tam masz? Kamienie? A spoko, przydadzą mi się do ogródka.
- O-okej. – mruknął będąc w szoku i zaczął zakładać buty tak jak mu dziadek kazał.
Zaraz potem odebrał od niego torbę, którą zarzucił sobie na ramię i plecak. Pożegnał mamę całusem w policzek (mimo, że nie lubił tego zbytnio robić), uścisnął dziadka i wyszedł. Miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli się użerać z ojcem. Że będą mieli spokój.
- Wow, szybki jesteś. A ja tak stoję z tą Twoją czapką i nie wiem co z nią zrobić. – powiedział Niou gdy tylko zobaczył jak wychodzi.
- Daj mi ją. – a gdy czapka trafiła spowrotem w jego ręce założył ją na głowę, daszkiem do tyłu.
- Nio. To daj mi swój plecak, chociaż to ci poniosę. – mówiąc to wziął od niego plecak i aż stęknął. – Gościu, co ty tam masz? Kamienie? A spoko, przydadzą mi się do ogródka.
Na to ostatnie zdanie,
nie wytrzymał i parsknął śmiechem, po czym ruszył za swoim kompanem, który już
szedł w stronę furtki z jego bagażem. W
pewnym momencie poczuł czyjeś srogie spojrzenie na swoich plecach, ale
zignorował je i nie patrząc za siebie, opuścił teren swojego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz