sobota, 27 października 2012

Rozdział 1. Stając się zagadką...



„Słodkich snów Severusie.”

Kolejne wakacje miał już za pasem. Właśnie stał na peronie 93by na nowo rozpocząć naukę w Hogwarcie: Szkole Magii i Czarodziejstwa. Był to już jego 5 rok nauki, jednak tym razem miało być inaczej niż do tej pory. Pytacie pewnie, co by takiego miało się zmienić? Wszystko! W życiu, Severusa Snapea w zaledwie dwa miesiące zaszły takie zmiany, o jakich człowiekowi nigdy się nie śniło!
Nie miał zamiaru pozwolić Potterowi i jego bandzie na dalsze zatruwanie mu życia, nie teraz, kiedy stał się kimś lepszym, czy może raczej czymś…, bo trudno go było nazwać teraz człowiekiem. Wątpił czy ktokolwiek ktoś, kto go zna, w ogóle go teraz rozpozna. Miał krótsze włosy, postrzępione i opadające mu na czoło delikatnie przesłaniając oczy, ale tylko odrobinkę, i zakrywając uszy. Z tyłu były nieco dłuższe, oczy, choć wciąż czarne w zależności od nastroju mogły zalśnić na jasny opalizujący zielony, lub niebezpieczną czerwień. Cerę miał bledszą i przede wszystkim przybrał nieco masy mięśniowej dzięki temu, że nie próżnował i ćwiczył niemal przez całe wakacje chcąc wyrobić sobie kondycję. Oczywiście skoro już się tego podjął to zamierzał o nią dbać, gdyby to zaniedbał to zbyt wiele czasu poszłoby na marne.
Idąc z innymi pięcioroczniakami nie zwracał uwagi na ich zaskoczone spojrzenia i szepty, a w skrajnych przypadkach nawet wskazywanie palcem. Wiedział, że będzie wzbudzać sensację, w końcu wyglądał dla nich jak ktoś obcy, nowy…, mimo, że do Hogwartu uczęszczało dobre ponad 200 uczniów to każdy się kojarzył chociażby z widzenia. A tymczasem on oprócz koloru włosów i oczu raczej nie przypominał siebie. Nawet jego charakter uległ pewnym zmianom, choć wciąż był tym wrednym i sarkastycznym draniem.
Nagle usłyszał czyjeś roześmiane głosy za sobą, które natychmiast rozpoznał. Powoli zbliżali się do niego, Huncwoci, więc umyślnie nieco zwolnił… nie, to nie tak, że miał nadzieję, iż go rozpoznają… po prostu chciał wiedzieć, o czym rozmawiają.

- W tym roku będzie jeszcze lepiej, mam już kilka pomysłów na to, co by można było zmajstrować w tym razem. – mówił James.
- James nie sądzisz, że jesteś już na te wszystkie wygłupy za stary? – odezwał się Remus jednak dało się słyszeć w jego głosie lekkie rozbawienie.
- Remi, daj spokój. Trzeba korzystać z młodości póki się da. – odezwał się Syriusz. Petter jak zwykle siedział cicho i obserwował jedynie swoich przyjaciół z lekkim uśmiechem na ustach.

Severus również się lekko uśmiechnął. Mógł się domyślić, że parę z tych „kilku” pomysłów dotyczyły jego, jak nie wszystkie i z pewnością nie miały być dla niego przyjemne. Jak wszystkie do tej pory. Jednak tym razem musiał ich rozczarować. Nie zamierzał dalej praktykować pozycji ofiary „Czterech Najwspanialszych” w tej szkole.

- A ten tu, co za jeden? Nigdy wcześniej go nie widziałem w tej szkole, a wy? – usłyszał nagle wypowiedź Syriusza, na jego temat.
- Nie wiem… pierwszy raz chyba go widzę. – mruczy James, a reszta mu potakuje.

Miał ochotę roześmiać się w głos z ich głupoty, ale nie zrobił tego. Zbyt głupio by to wyglądało. Nie zwracając jednak na nich uwagi szedł dalej jak inni uczniowie, zmierzając ku wejściu do szkoły. Tak się jakoś złożyło, że od peronu musieli iść pieszo. Czyżby teastrale zachorowały? Nie ważne.
Był pewien jednak, że gdyby Lucjusz wciąż uczęszczał do tej szkoły to chyba, jako jedyny by go rozpoznał w jego nowej postaci. Mimo, że mówi się, iż blondyni są głupi to Lucka to stwierdzenie się nie tyczyło… to diabelstwo na serio było inteligentne i on na pewno by się na to nie nabrał.

Dwoje nauczycieli czekało na nich przy wejściu. Jednym z nich była oczywiście profesor MacGonagall, a drugim nowy nauczyciel zielarstwa – profesor Roy Camui, który co zdziwiło nieco uczniów, podszedł bezpośrednio do Severusa. Snape od razu podążył za nim, gdy tylko odciągnął go nieco na bok. Najwidoczniej to jego wyznaczyli na jego mentora i opiekuna.
Przeszli razem do gabinetu nauczyciela, gdzie, gdy tylko drzwi się zamknęły, a nauczyciel zasiadł za biurkiem i na niego spojrzał, nawiązał on od razu do kwestii jego posiłków, gdyż teraz musiał jadać trochę inaczej. Sev bez pytania zasiadł na niewielkiej kanapie, z ciemnozielonym obiciem tuż pod ścianą, koło drzwi.

- Piłeś już dzisiaj krew? – spytał Roy bez ogródek.
- Nie bardzo miałem czas, nie tknąłem ani kropli dzisiaj od rana. – odparł siadając naprzeciw niego. 
- Dasz radę do końca uczty czy wolisz na wszelki wypadek jednak wypić trochę teraz? – spytał znowu uważnie mu się przyglądając.
- Lepiej nie ryzykować. W końcu jestem jeszcze świeżakiem. – mruknął poważniejąc nieco.

W tym samym momencie poczuł nagłe ukłucie pragnienia. Kły do tej pory praktycznie nie widoczne wydłużyły się i wystawały nieco z pomiędzy warg. Oczy jeszcze chwilę temu będące czarniejsze niż noc, lśniły lekko zielenią. Zacisnął dłonie na materiale swoich spodni by w jakiś sposób utrzymać kontrolę nad rosnącym głodem. Przez cały czas wpatrywał się w swojego nowego nauczyciela, a on przyglądał się jemu.  Po chwili wstał i podszedł do jednej z szafek, a następnie wyciągnął z niej niewielki woreczek pełen krwi, otworzył go i nalał mu trochę, tej życiodajnej dla niego substancji, do szklanki. Następnie podszedł do kanapy, na której siedział i wręczył mu ją bez słowa.  Nie czekając już na nic, opróżnił ją szybko zaspokajając głód i oddał puste naczynie swojemu nauczycielowi.

- To ciekawe. – mruknął ten, biorąc ją od niego i wracając do swojego biurka.
- Co jest ciekawe? – spytał Sev nie rozumiejąc.
- Wszyscy nowicjusze tak mają, że dopiero jak się im wspomni o krwi to głodnieją? To tak jakbyś zapominał o tym fakcie. – wyjaśnił.
- Umm, nie znam żadnego innego świeżaka, ale możliwe, że tak jest. Nawet jeśli możemy jeść normalne ludzkie jedzenie, to i tak musimy pić krew, a nie jest łatwo od tak się na to przestawić. – odparł.
- Czyli możliwym by było, że jakbym ci o tym nie wspomniał to nic by się nie stało. Chyba, że ktoś by się zranił lub użył słowa „krew” w wypowiedzi.
- No, tak myślę. Ale i tak lepiej nie ryzykować w tej kwestii.
- Ależ naturalnie. Dobra idź już na ucztę młody, tylko zetrzyj krew z ust, bo to dziwnie będzie wyglądać… i makabrycznie.
-  Och, dziękuję i do widzenia. – odparł, zlizał czerwoną ciecz ze swych ust i wyszedł z gabinetu.
-  Naprawdę może być ciekawie w tym roku. – westchnął do siebie Roy, po czym wstał i również udał się do Wielkiej Sali.


♣♠♣

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz