„Słodkich snów Severusie.”
Kolejne wakacje
miał już za pasem. Właśnie stał na peronie 93∕4 by na nowo rozpocząć naukę w Hogwarcie:
Szkole Magii i Czarodziejstwa. Był to już jego 5 rok nauki, jednak tym razem
miało być inaczej niż do tej pory. Pytacie pewnie, co by takiego miało się
zmienić? Wszystko! W życiu, Severusa Snapea w zaledwie dwa miesiące zaszły
takie zmiany, o jakich człowiekowi nigdy się nie śniło!
Nie miał zamiaru
pozwolić Potterowi i jego bandzie na dalsze zatruwanie mu życia, nie teraz,
kiedy stał się kimś lepszym, czy może raczej czymś…, bo trudno go było nazwać
teraz człowiekiem. Wątpił czy ktokolwiek ktoś, kto go zna, w ogóle go teraz
rozpozna. Miał krótsze włosy, postrzępione i opadające mu na czoło delikatnie
przesłaniając oczy, ale tylko odrobinkę, i zakrywając uszy. Z tyłu były nieco
dłuższe, oczy, choć wciąż czarne w zależności od nastroju mogły zalśnić na
jasny opalizujący zielony, lub niebezpieczną czerwień. Cerę miał bledszą i
przede wszystkim przybrał nieco masy mięśniowej dzięki temu, że nie próżnował i
ćwiczył niemal przez całe wakacje chcąc wyrobić sobie kondycję. Oczywiście
skoro już się tego podjął to zamierzał o nią dbać, gdyby to zaniedbał to zbyt
wiele czasu poszłoby na marne.
Idąc z innymi
pięcioroczniakami nie zwracał uwagi na ich zaskoczone spojrzenia i szepty, a w
skrajnych przypadkach nawet wskazywanie palcem. Wiedział, że będzie wzbudzać
sensację, w końcu wyglądał dla nich jak ktoś obcy, nowy…, mimo, że do Hogwartu
uczęszczało dobre ponad 200 uczniów to każdy się kojarzył chociażby z widzenia.
A tymczasem on oprócz koloru włosów i oczu raczej nie przypominał siebie. Nawet
jego charakter uległ pewnym zmianom, choć wciąż był tym wrednym i sarkastycznym
draniem.
Nagle usłyszał
czyjeś roześmiane głosy za sobą, które natychmiast rozpoznał. Powoli zbliżali
się do niego, Huncwoci, więc umyślnie nieco zwolnił… nie, to nie tak, że miał
nadzieję, iż go rozpoznają… po prostu chciał wiedzieć, o czym rozmawiają.
- W tym roku będzie
jeszcze lepiej, mam już kilka pomysłów na to, co by można było zmajstrować w
tym razem. – mówił James.
- James nie sądzisz,
że jesteś już na te wszystkie wygłupy za stary? – odezwał się Remus jednak dało
się słyszeć w jego głosie lekkie rozbawienie.
- Remi, daj spokój.
Trzeba korzystać z młodości póki się da. – odezwał się Syriusz. Petter jak
zwykle siedział cicho i obserwował jedynie swoich przyjaciół z lekkim uśmiechem
na ustach.
Severus również się
lekko uśmiechnął. Mógł się domyślić, że parę z tych „kilku” pomysłów dotyczyły
jego, jak nie wszystkie i z pewnością nie miały być dla niego przyjemne. Jak
wszystkie do tej pory. Jednak tym razem musiał ich rozczarować. Nie zamierzał
dalej praktykować pozycji ofiary „Czterech Najwspanialszych” w tej szkole.
- A ten tu, co za
jeden? Nigdy wcześniej go nie widziałem w tej szkole, a wy? – usłyszał nagle
wypowiedź Syriusza, na jego temat.
- Nie wiem…
pierwszy raz chyba go widzę. – mruczy James, a reszta mu potakuje.
Miał ochotę
roześmiać się w głos z ich głupoty, ale nie zrobił tego. Zbyt głupio by to
wyglądało. Nie zwracając jednak na nich uwagi szedł dalej jak inni uczniowie,
zmierzając ku wejściu do szkoły. Tak się jakoś złożyło, że od peronu musieli
iść pieszo. Czyżby teastrale zachorowały? Nie ważne.
Był pewien jednak,
że gdyby Lucjusz wciąż uczęszczał do tej szkoły to chyba, jako jedyny by go
rozpoznał w jego nowej postaci. Mimo, że mówi się, iż blondyni są głupi to
Lucka to stwierdzenie się nie tyczyło… to diabelstwo na serio było inteligentne
i on na pewno by się na to nie nabrał.
Dwoje nauczycieli
czekało na nich przy wejściu. Jednym z nich była oczywiście profesor MacGonagall,
a drugim nowy nauczyciel zielarstwa – profesor Roy Camui, który co zdziwiło
nieco uczniów, podszedł bezpośrednio do Severusa. Snape od razu podążył za nim,
gdy tylko odciągnął go nieco na bok. Najwidoczniej to jego wyznaczyli na jego
mentora i opiekuna.
Przeszli razem do
gabinetu nauczyciela, gdzie, gdy tylko drzwi się zamknęły, a nauczyciel zasiadł
za biurkiem i na niego spojrzał, nawiązał on od razu do kwestii jego posiłków,
gdyż teraz musiał jadać trochę inaczej. Sev bez pytania zasiadł na niewielkiej
kanapie, z ciemnozielonym obiciem tuż pod ścianą, koło drzwi.
- Piłeś już dzisiaj
krew? – spytał Roy bez ogródek.
- Nie bardzo miałem
czas, nie tknąłem ani kropli dzisiaj od rana. – odparł siadając naprzeciw
niego.
- Dasz radę do
końca uczty czy wolisz na wszelki wypadek jednak wypić trochę teraz? – spytał
znowu uważnie mu się przyglądając.
- Lepiej nie
ryzykować. W końcu jestem jeszcze świeżakiem. – mruknął poważniejąc nieco.
W tym samym
momencie poczuł nagłe ukłucie pragnienia. Kły do tej pory praktycznie nie
widoczne wydłużyły się i wystawały nieco z pomiędzy warg. Oczy jeszcze chwilę
temu będące czarniejsze niż noc, lśniły lekko zielenią. Zacisnął dłonie na
materiale swoich spodni by w jakiś sposób utrzymać kontrolę nad rosnącym
głodem. Przez cały czas wpatrywał się w swojego nowego nauczyciela, a on
przyglądał się jemu. Po chwili wstał i
podszedł do jednej z szafek, a następnie wyciągnął z niej niewielki woreczek
pełen krwi, otworzył go i nalał mu trochę, tej życiodajnej dla niego
substancji, do szklanki. Następnie podszedł do kanapy, na której siedział i
wręczył mu ją bez słowa. Nie czekając
już na nic, opróżnił ją szybko zaspokajając głód i oddał puste naczynie swojemu
nauczycielowi.
- To ciekawe. –
mruknął ten, biorąc ją od niego i wracając do swojego biurka.
- Co jest ciekawe?
– spytał Sev nie rozumiejąc.
- Wszyscy
nowicjusze tak mają, że dopiero jak się im wspomni o krwi to głodnieją? To tak
jakbyś zapominał o tym fakcie. – wyjaśnił.
- Umm, nie znam
żadnego innego świeżaka, ale możliwe, że tak jest. Nawet jeśli możemy jeść
normalne ludzkie jedzenie, to i tak musimy pić krew, a nie jest łatwo od tak
się na to przestawić. – odparł.
- Czyli możliwym by
było, że jakbym ci o tym nie wspomniał to nic by się nie stało. Chyba, że ktoś
by się zranił lub użył słowa „krew” w wypowiedzi.
- No, tak myślę.
Ale i tak lepiej nie ryzykować w tej kwestii.
- Ależ naturalnie.
Dobra idź już na ucztę młody, tylko zetrzyj krew z ust, bo to dziwnie będzie
wyglądać… i makabrycznie.
- Och, dziękuję i do widzenia. – odparł, zlizał
czerwoną ciecz ze swych ust i wyszedł z gabinetu.
- Naprawdę może być ciekawie w tym roku. –
westchnął do siebie Roy, po czym wstał i również udał się do Wielkiej Sali.
♣♠♣
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz